Wiele lat cierpiałam, nie wiedząc, co mi jest. To dermatolog zalecił konsultację z psychiatrą. Diagnoza: depresja.

W dzieciństwie i okresie nastoletnim uchodziłam za nadwrażliwą osobę. Dużo płakałam, często chorowałam. Kiedyś trafiłam do szpitala z zapaleniem mięśnia sercowego; po śmierci babci cierpiałam na nawracające anginy. Leczono moje ciało, ale nigdy duszę.

Dorastałam. Przeminął czas liceum i studiów i zaczęła się praca: wciągająca i ambitna. Zdobywałam sprawności, osiągałam sukcesy, ale coraz częściej w różnych sytuacjach wpadałam znienacka w popłoch. Dziś wiem, że były to klasyczne stany lękowe, które z czasem przerodziły się w ataki paniki. Nie mogłam dokończyć wystąpienia publicznego, bo serce waliło mi jak młot, czułam nadchodzący spektakularny rozstrój żołądka i rzucałam się do ucieczki: nie wiadomo przed czym ani dokąd. W kinie musiałam siedzieć na skraju rzędu, żeby w każdej chwili móc wyjść, przed dowolną czynnością mogłam się nakręcić do tego stopnia, że biegłam do sąsiadów po pomoc. W panice byłam pewna, że umieram.

Kiedy kilkakrotnie nie umarłam, a podane mi leki na uspokojenie przyniosły ulgę, stało się jasne, że mam nerwicę. Czasem ta świadomość, wiedza, że wszystko zależy od mojego nastawienia, pomagała opanować atak. Kiedy indziej potrafiłam w ciągu pięciu minut rozwibrować się cała do tego stopnia, że latająca stopa nie całkiem trafiała w pedał gazu. Musiałam się zatrzymać. I dopiero po chwili, dochodziłam do równowagi.

Niestety spostrzegłam jeszcze coś – że alkohol daje luz i panowanie nad nerwami. Zaczęłam się tak „leczyć”. Po pewnym czasie okazało się jednak, że następny dzień przynosi zarówno rozwibrowanie, jak i fatalny nastrój. Mega-doła.

Kiedy choroba jest zbawieniem

Okazało się, że mam mięśniaki macicy i konieczna jest operacja. Rzuciłam się do Internetu i wyczytałam co się da na ten temat. Dowiedziałam się, że mięśniak może się uzłośliwić i stać się mięsakiem, czyli odmianą raka. Wpadłam w popłoch. Zaczęłam chodzić po lekarzach, potwierdzać diagnozę, dowiadywać się o możliwościach leczenia zabiegowego, alternatywach i ich konsekwencjach. Trwało to dwa miesiące a poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu był chyba w moim organizmie szczytowy.

Kiedy operacja się odbyła, spadł mi kamień z serca. A po kilku miesiącach straciłam lwią część włosów z głowy. Łysiałam. Najpierw widziałam całe pukle na podłodze, potem jasne prześwity na czaszce. Trafiłam do bardzo dobrego dermatologa, który zaradził łysieniu, ale też potraktował mnie holistycznie i stwierdził, że mam po emocjach, związanych z operacją zespół stresu pourazowego.

Włosy przestały wypadać, ja tymczasem zachorowałam na półpasiec, czyli chorobę świadcząca o dużym spadku odporności. Pokazałam dermatologowi zmiany na tułowiu, ten zaś zadał mi kilka pytań m.in.: dlaczego schudłam? I czy tak, jak nie mam apetytu, nie mam chęci na inne rzeczy? Zaproponował konsultację u swojego kolegi, psychiatry bo podejrzewał, słusznie zresztą, depresję.

Nie uśmiechało mi się to, nie wierzyłam, że mogę odnieść jakąś korzyść z wizyty u psychiatry. Zadzwoniłam jednak a doktor powiedział kluczowe zdanie: „zapraszam, warto przyjść, po co się męczyć?”. Wtedy dotarło do mnie, że się męczę.

Antydepresanty zmieniły w dwa tygodnie wszystko. Wreszcie poczułam co to znaczy cieszyć się życiem. Tak, jak wcześniej nic mi się nie chciało, tak teraz chciało mi się wszystkiego a energii miałam tyle, żeby góry przenosić. Dzięki temu wiele się w moich sprawach potoczyło w nieoczekiwanych kierunkach, bo zyskałam nowe spojrzenie. Stałam się aktywna i coraz częściej nabierałam powietrza głęboko, łapiąc się na radosnym stwierdzeniu: Wreszcie, jest dobrze!

NPS-PL-NP-00882-04-2023

Znalazłem ten artykuł:

Udostępnij tą stronę:


Może zainteresuje Cię również…

Kiedy kobieta kocha mężczyznę

Dowiedz się więcej